Pacewicz 08.04.2015 19:00
Na zdjęciu: Eliza Walczak i Michael Corral
(FOT. BARTOSZ BOBKOWSKI)
Życie całej trójki kręci się wokół konopi. Michael Corral to legenda amerykańskiego ruchu praw pacjentów medycznej marihuany. Jego narzeczona Eliza Walczak, Polka i Żydówka z wyboru, lobbowała na rzecz legalizacji w Izraelu, a od pięciu lat robi to w Polsce. Neri (takie imię mu nadaliśmy, bo chce pozostać anonimowy) reprezentuje jedną z ośmiu koncesjonowanych upraw medycznej marihuany w Izraelu. Opowiadają swoje historie.
Michael Corral: W 1973 roku moja przyjaciółka miała poważny wypadek samochodowy, po którym dostała napadów epilepsji. Leczyli ją percodanem, valium, mysoliną …
Piotr Pacewicz: Chodzi o Valery Corral, twoją żonę, szefową słynnego WAMM, społecznego laboratorium na rzecz medycznej marihuany ?
– Dziś Leveroni, jesteśmy po rozwodzie. Brała coraz większe dawki, a i tak miała po 20 napadów dziennie. Drgawki, traciła przytomność. Nie mogłem jej spuścić z oka. Kiedyś chciała otworzyć drzwi w trakcie jazdy, złapałem za klamkę. Żeniąc się z Valery, przejąłem nawet nad nią prawną opiekę. Po roku takiego życia przeczytałem w piśmie medycznym, że Cannabis zmniejsza objawy epilepsji wywoływanej u szczurów. „To nie może być takie proste” – pomyślałem. Marihuana była wszędzie, wszyscy dookoła palili.
Hippisowskie czasy.
– Tak, Kalifornia, lata 70. Ale nie mieliśmy nic do stracenia. Porozkładałem jointy w całym domu, nawet w łazience. Atak epilepsji zwykle poprzedza tzw. aura. Val odsuwała się od rzeczywistości, jej oczy stawały się puste. Zapalałem wtedy skręta i wkładałem jej do ust. Nie byłem pewny, czy to ma sens, żyłem w ciągłym napięciu, ale po jakimś czasie ataki stały się rzadsze i płytsze. Jako umysł naukowy …
Jesteś z wykształcenia…
-…matematykiem i biologiem – pomyślałem, że trzeba podejść systematycznie: dawałem jej palić równo co dwie godziny, niezależnie od aury. Kluczowe było utrzymanie wysokiego poziomu THC i innych kanabinoidów we krwi. Dziś wiemy, że działają one jak klucze – „otwierają” receptory CB1 w mózgu, co powstrzymuje ataki epilepsji. U ludzi zdrowych robią to endokanabinoidy, które produkuje każdy żywy organizm.
Polak też wytwarza własną marihuanę?!
– Obawiam się, że tak (śmiech), polskie psy i koty też. W organizmie działa cały system endokanabinoidowy, który reguluje apetyt, odczucia bólu, inne funkcje życiowe. Kiedy Valery poczuła się lepiej, na własną rękę rzuciła leki w diabły i … przeżyła straszny kryzys. Odstawianie takiej chemii musi być stopniowe. Zajęło nam to trzy lata, ale napady zniknęły.
Valery musi codziennie palić? Wielu lekarzy twierdzi, że leczenie medyczną marihuaną uzależnia.
– Powiedz to ludziom, których ta roślina przywróciła do życia! Przeciętny pacjent czy pacjentka przyjmuje codziennie kilka gramów suszu, dawkując według tego, jak się czuje w danej chwili (tzw. metoda samomiareczkowania). Pacjenci są w stanie odstawić Cannabis bez żadnego głodu narkotykowego, ale wtedy wróciłyby objawy choroby. Kto by chciał ryzykować?
Jak Val się poprawiło, wynieśliśmy się na wieś koło Santa Cruz i zacząłem uprawiać zioło. Pewne odmiany okazały się skuteczniejsze na dzień (Cannabis sativa ), inne na noc (Cannabis indica ). Kupowałem nasiona, próbowaliśmy różnych kombinacji. Dawałem też konopie znajomym, którzy chorowali na raka i HIV. Zresztą pacjenci onkologiczni od dawna inhalowali czy spożywali marihuanę. Albo palili.
W szpitalach?!
– Wtedy wolno było palić w szpitalach. Cannabis łagodzi skutki chemioterapii, pomaga na tzw. syndrom wycieńczenia (mdłości, biegunka, brak apetytu). Lekarze litowali się nad chorymi, przymykali oko.
Wasza uprawa była nielegalna.
– W 1992 r. zostaliśmy nawet aresztowani, ale sędzia w Santa Cruz nas uniewinnił. Uznał, że mamy prawo się leczyć marihuaną, skoro nam pomaga. Powołał się na zasadę wywodzącą się jeszcze z Magna Charta Libertatum, że można złamać prawo, aby uniknąć gorszego zła, tak jak wolno ukraść łódkę, by ratować tonącego.
Sądy w USA kształtują rzeczywistość. Już kilkanaście lat wcześniej sąd dał komuś prawo do leczenia się z jaskry.
– Robertowi Randallowi. Odwiedził nas po aresztowaniu. Robert powoli tracił wzrok. Na jakimś przyjęciu ktoś poczęstował go skrętem i po pół godzinie ból ustąpił, powróciło ostre widzenie. Dziś wiemy, że Cannabis obniża ciśnienie krwi w gałce ocznej. Robert zaczął palić i uprawiać roślinę. Aresztowano go, ale sąd uznał, że ma prawo się leczyć. I wtedy on oskarżył władze federalne, że uniemożliwiają mu hodowlę. I wygrał! Sąd nakazał dostarczać Robertowi medyczną marihuanę za darmo. Rząd stworzył specjalny program „Pełne współczucia testowanie leków”. Co miesiąc Robert odbierał w aptece gotowe do palenia papierosy. Widziałem te metalowe pojemniki wielkości ludzkiej głowy z 300 ślicznie ułożonymi skrętami.
Nie do wiary.
– Śladem Roberta poszli następni chorzy, w programie znalazło się kilkaset osób. Zamknął go dopiero prezydent George H.W. Bush (senior), gdy zaczęli się masowo zgłaszać chorzy na AIDS. Uznał, że taka skala leczenia medyczną marihuaną demoralizuje młodzież. Dziś z programu federalnego korzysta już tylko czworo ludzi, w tym mój znajomy makler z Florydy Irvin Rosenfeld. Ma dziwną chorobę kości. Cierpiał tak, że nie mógł już nawet leżeć. On też zapalił marihuanę na imprezie i poczuł, że ból ustępuje, a mięśnie się rozluźniają. Ćwierć wieku temu lekarze przepowiadali mu rychłą śmierć, a on żyje do dziś, tyle że kilka razy dziennie wychodzi na parking i pali rządowe skręty.
W latach 90. zgłaszało się do nas coraz więcej chorych, pytali, jak bezpiecznie używać marihuany. Założyliśmy więc organizację WAMM .
„Kolektyw pacjentów i opiekunów dający nadzieję, tworzący społeczność i dostarczający medyczną marihuanę chronicznie i terminalnie chorym”.
– To było wciąż nielegalne, ale poszliśmy do szeryfa i jakoś się dogadaliśmy. Przełomowy był dopiero rok 1996, kiedy w referendum stanowym przeszła nasza poprawka 215, która pozwala chorym na uprawę i posiadanie medycznej marihuany.
Innym nie wolno?
– Poprawka wyraźnie odróżnia używanie medyczne i rekreacyjne. Kalifornijczycy uznali, że ze względów moralnych nie wolno chorym odmawiać pomocy. W USA to ma dodatkowy sens, bo nie mamy systemu ubezpieczeń i wielu biednych ludzi po prostu nie stać na inne leczenie. W naszym WAMM było wielu wyrzuconych na margines przez kapitalistyczny system. W kooperatywie mogli pracować przy uprawie, wypiekach, czuli się znowu potrzebni. Spółdzielnia liczyła 250-300 osób, z czego trzy czwarte w opiece paliatywnej. Miesięcznie traciliśmy jedną, dwie osoby – to było najtrudniejsze.
Jak duża była plantacja?
– 10 tys. stóp [1 tys. m kw.]. Produkowaliśmy 100-200 kg Cannabis rocznie. Członkowie wpłacali do wspólnej kasy datki, ile kto mógł, mieli kontakt z żywą rośliną i dostęp do zaopatrzenia zgodnie z potrzebami.
Nie chciałem żyć w kraju, który głosi światu, że jest oazą wolności, a odmawia elementarnych praw chorym ludziom. Jakim prawem władza mówi, że nie możesz się czymś leczyć, jeśli cierpisz, jeśli umierasz w bólu? Zwłaszcza że nikomu nie robisz krzywdy i że chodzi o naturalną roślinę, którą ludzie leczą się od tysięcy lat! Oczywiście, było w tym sporo młodzieńczego ego: oto my, rewolucjoniści Cannabis , zmieniamy świat!
Czyje ego było większe: twoje czy Valery?
– To raczej ja popychałem Val do łamania prawa: „Musimy walczyć, iść dalej, nie ma wyjścia”.
Jako pierwsi w kraju legalnie produkowaliście marihuanę, farma kwitła…
– Ale w USA prawo jest porąbane. Legalni byliśmy według prawa stanowego, ale nie federalnego. We wrześniu 2002 r. na farmę napadli agenci DEA (Drug Enforcement Administration), których zadaniem jest „wojna z narkotykami” ogłoszona pół wieku temu przez prezydenta Nixona. Wpadli o świcie z długą bronią. Valery mieszkała wtedy oddzielnie, pod lasem, a ja z Ibo tuż przy plantacji.
Z Ibo?
– Moim psem. Rzucili mnie na ziemię, przystawili lufę do skroni, skuli ręce z tyłu. Ale agenci nie uprzedzili o akcji szeryfa i szeryf się wściekł. Zrobił się z tego wielki news, cały świat mówił o ataku na WAMM. Ratusz w Santa Cruz zezwolił nam na rozdawanie Cannabis naszym pacjentom przed swoją siedzibą! Całe miasteczko przyszło nas wesprzeć, CNN transmitowała to na żywo. Ten głupi atak federalnych pomógł nam w nagłośnieniu sprawy. Dziś medyczna marihuana jest legalna już w 23 stanach.
A jako używka?
– W czterech: Waszyngtonie, Kolorado, Oregonie i Alasce, ale będą kolejne referenda. W Kalifornii już w 2016 roku i jestem pewien, że tym razem całkowicie zalegalizujemy tę niesamowitą roślinę.
Marihuana medyczna toruje drogę?
– Hej, to konserwatyści nas oskarżają, że niby walczymy o medyczną marihuanę, ale tak naprawdę chodzi nam o legalizację „narkotyków”. Zawsze odpowiadam szczerze. Rzeczywiście, jestem zdania, że karanie za skręta to absurd i naruszanie swobód, ale nie tym się zajmuję. W użyciu rekreacyjnym chodzi o to, by być na haju, prawda? Za to odpowiada jeden zakazany prawem psychoaktywny składnik – THC. Rzecz w tym, że działanie medyczne mają także inne aktywne substancje: kanabinoidy, kanabidiole i terpenoidy (te ostatnie dają trawie zapach). W niektórych roślinach prawie w ogóle nie ma THC, np. w polskich konopiach siewnych, jak wyhodowana w Poznaniu odmiana wojko.
Całe to straszenie marihuaną, które ma uchronić młodzież przed „narkotykami”, dopiero tworzy potężne zagrożenie. Bo skoro młody człowiek zapali i przekona się, że skutki są łagodniejsze niż po alkoholu i nie grozi uzależnienie, może pomyśleć, że nie ma się co bać także heroiny. Lepiej mówić prawdę. Gdy legalizujemy medyczną marihuanę, ludzie widzą, jak kłamliwa była propaganda o strasznym narkotyku na literę M.
To jest przesłanie dla Polski? Przestańcie straszyć?
– Straszcie tym, co jest straszne – heroiną, amfetaminą, kokainą, a także alkoholem i nikotyną. Jak pokazuje przykład Izraela, zalegalizować Cannabis może rząd. Po prostu ktoś bierze pod uwagę medyczne świadectwa i podejmuje racjonalną decyzję. Chciałbym, żeby Polska poszła śladem Izraela, Holandii, Kanady, Czech. Może nawet polski Kościół włączyłby się w taki program?
Proszę cię!
– Dlaczego nie? W USA Kościoły chrześcijańskie zaczynają wspierać medyczną marihuanę, bo litują się nad losem cierpiących bliźnich.
„Współczucie” – to ma być słowo klucz?
– Taka perswazja jest skuteczniejsza niż mówienie o prawach człowieka. Bo można się spierać, jakie mamy prawa i kiedy wolno je ograniczać, ale każdy wie, co to znaczy ulitować się nad cierpieniem, używając do tego – patrząc oczami człowieka wierzącego – stworzonej przez Boga rośliny.
W głębszym sensie konserwatyści mają rację. Zdjęcie z marihuany odium „narkotyku” toruje drogę do jej używania przez wszystkich. Ty sam zresztą nie jesteś chory, ale …
– Kiedyś paliłem Cannabis ” bez zezwolenia” jak prawie każdy Kalifornijczyk, dziś używam z rekomendacji lekarskiej, bo cierpię na bezsenność, mam bóle po kontuzjach sportowych. Robię to rzadziej niż kiedyś.
To jest właśnie zacieranie granic, którego boją się przeciwnicy narkotyków.
(do rozmowy włącza się producent marihuany medycznej z Izraela)
Neri: Minister zdrowia Izraela w 2009 roku pozwolił na używanie medycznej marihuany. Dostają ją m.in. żołnierze cierpiący na zespół stresu pourazowego – koszmarne sny, myśli samobójcze,stany depresyjno-lękowe.
Czemu nie chcesz się przedstawić? Przecież uprawiasz konopie legalnie.
– Ministerstwo nie lubi, by o tym opowiadać mediom. Niedawno dostałem ochrzan nawet za wpuszczenie szefa izraelskiej policji, który chciał zobaczyć, jak wygląda nasza uprawa. Ciekawe, jak go miałem nie wpuścić.
My mamy za sobą wojnę, komunizm, męki transformacji. Kto w Polsce nie ma stresu pourazowego?
– Może dlatego przodujecie w świecie w konsumpcji leków. Środki nasenne i zwłaszcza przeciwbólowe, mniam, mniam. Wśród środków psychoaktywnych światowy zabójca numer trzy po nikotynie i alkoholu.
Ale jeśli przyjmiemy, że życie jest jedną wielką chorobą, to granica między niemedycznym i medycznym użyciem marihuany przestaje istnieć.
– W Izraelu wytyczamy tę granicę. Żołnierz z zespołem stresu dostaje zgodę na kurację marihuaną, jeśli wykaże, że przez rok próbował bezskutecznie leczyć się inaczej.
Michael: W 2009 roku izraelski rząd poprosił mnie, żebym – jako ekspert z 40-letnim doświadczeniem – odwiedził ich farmy medyczne.
Finansował cię rząd Netanjahu?
– Nie, organizacja MAPS z Santa Cruz.
Lobbują na rzecz medycznego używania m.in. LSD.
– Cannabis , LSD, psylocybina … O ile używasz tych środków we właściwy sposób i pod opieką profesjonalistów – wszystkie mogą pomóc.
W Izraelu poznałem Elizę, pracowała przy uprawie i w szpitalu Barbanel, gdzie uczyła pacjentów podstaw terapii.
Roślina was połączyła?
– Nie, zadziałała jakaś inna chemia. Kiedy w 2010 r. Eliza zdecydowała się wracać do Polski, by szerzyć wiedzę o Cannabis , postanowiłem jej pomóc.
Po opuszczeniu Valery nie miałeś wstępu do WAMM?
– To nie tak, jak myślisz. Nie mieszkamy razem od 14 lat, Valery z cierpiącej pacjentki zamieniła się w szefową i aktywistkę, a także dumną lesbijkę. W Polsce zostałem przyjęty przez rodzinę i znajomych Elizy, pięć lat pracy pozwoliło mi poznać tak ciekawych ludzi jak prof. Vetulani, dr Bachański, dr Balicki czy artystka Katarzyna Maguda, krakowska koordynatorka projektu FENIX stworzonego przez Elizę.
Z czego się utrzymujesz?
– Z porad w dziedzinie upraw medycznych. Ponadto sądy w USA wynajmują mnie jako eksperta obrony w sprawach o używanie marihuany. A teraz zakładamy w Kalifornii firmę produkcji i dystrybucji Cannabis .
Zarobisz wielką kasę?
– Nie wiem, jest konkurencja, ale wartość kalifornijskiego rynku medycznej marihuany sięga 1,3 mld dol. rocznie, w 2014 r. państwo dostało 400 mln z podatków. Specjaliści szacują, że zioło może zastąpić 30 proc. dziś używanych leków, w tym aż 80 proc. przeciwbólowych, rozluźniających i nasennych. Już 2 proc. Kalifornijczyków używa konopi w celach medycznych.
Eliza Walczak: Mając 17 lat, zaczęłam cierpieć na zespół napięcia przedmiesiączkowego. Jest masa męskich dowcipów o tym, co się dzieje z kobietami przed miesiączką, prawda? U mnie to nie były żarty. Dwa tygodnie przed okresem zaczynały się napięcia mięśniowe, migreny, nudności. Początek miesiączki był tak bolesny, że rodzice wzywali pogotowie i dopiero zastrzyk mi pomagał. Leczyłam się tramadolem. To jest opiat, z roku na rok musiałam więc zwiększać dawki. Gdy w 2000 roku zamieszkałam w Izraelu …
Jak to?
– Związałam się z Izraelczykiem polskiego pochodzenia i w Ziemi Świętej zaczęłam używać Cannabis . Jeszcze nie był legalny, ale pomogła mi organizacja pacjentów, którzy dostawali od ministerstwa zdrowia indywidualne pozwolenia na uprawę. Pamiętam, jak się bałam, że to „narkotyk”. Ale kiedy zaczęłam używać konopi – w formie ciasteczek i waporyzacji – napięcie, ból i inne objawy ustąpiły.
Po paru latach przeszłam konwersję na judaizm i zaczęłam poznawać tradycje żydowskiej medycyny. Konopiami zajmowały się specjalne piastunki, podawały je rannym i umierającym, ale także kobietom rodzącym, chłopcom przed obrzezaniem, dziewczętom przy miesiączce, dojrzewającym młodzieńcom, gdy wybucha burza hormonów. I … zwierzętom, które idą na ubój rytualny. Te tradycje bywają jeszcze praktykowane. Warto ocalić wiedzę o ziołach, recepturach i terapiach, które od tysiącleci przynosiły ulgę w cierpieniu na tej planecie.
Przecież marihuana jest w Izraelu zakazana. Co prawda kawiarnie w Tel Awiwie czasem podejrzanie pachną …
– Tel Awiw to inna bajka. Religijni Żydzi żyją w swoim świecie – nie idą do armii, nie płacą podatków. Poza tym jesteśmy na Bliskim Wschodzie, dookoła jest islam, który zakazuje alkoholu, ale toleruje haszysz. Najwcześniej konopie były zresztą używane w Chinach. Do tych tradycji Europa wróciła w połowie XIX w., gdy słynny dr O’Shaughnessy przywiózł konopie do Anglii. Królowa Wiktoria leczyła się tą rośliną z bolesnych miesiączek, była pierwszą udokumentowaną pacjentką terapii cannabisowej w zachodniej medycynie.
Mąż cię wspierał w leczeniu?
– Nie chcę o tym mówić. Mieliśmy swoje love story, ale nie sprostaliśmy próbie życia w Izraelu. Czasem żałuję, że nie wyjechałam w czasie drugiej intifady. W wojnie nie ma wygranych, przynosi destrukcję i patologię, także w zwykłej rodzinie. Formalnie rozwiedzeni jesteśmy dopiero od miesiąca, bo judaizm oddaje kobietę w posiadanie małżonkowi – to on musi udzielić żonie rozwodu, pisząc list rozwodowy. Mojemu mężowi zajęło to dziewięć lat.
Po naszej separacji w 2006 roku zaczęłam działać w Ale Yarok (Zielony liść) jako doradczyni partii. Poza Cannabis walczyliśmy o czyste środowisko, prawa Palestyńczyków, osób LGBT, emerytów. Nie weszliśmy do Knesetu, ale nasz program legalizacji został przyjęty przez ministerstwo zdrowia. Izraelscy pacjenci mieli szczęście, bo ministrem zdrowia został religijny Żyd, który nie miał wątpliwości, że konopie mogą pomóc.
Poparł lewaków z Zielonego Liścia?
– Pacjenci to nie lewacy, a występowanie w imieniu słabszych to micwa, dobry uczynek, obowiązek każdego Żyda i Żydówki. Pomogło też wsparcie organizacji zrzeszających ocalałych z Holocaustu
Przeciwnicy powiedzieliby, że to zły uczynek, bo ona nie leczy, za to uzależnia.
– Nie uzależnia! Czasem potrafi wyleczyć, w wielu chorobach przynosi ulgę. W Polsce leczenie bólu wciąż nie jest traktowane poważnie, jakbyśmy w cierpieniu rozpoznawali wartość. To nie dla mnie. Jeżeli ktoś cierpi, ma prawo do każdej pomocy. To do nas, pacjentów, należy wybór sposobu leczenia – ja wybrałam zioło.
Moja niechęć do farmaceutyków ma korzenie w tragedii rodzinnej. Kiedy miałam 15 lat, moja siostrzyczka zmarła w trzeciej dobie życia; moim zdaniem zaszkodziła jej szczepionka na gruźlicę i żółtaczkę. Gosia zapadła na żółtaczkę i szklistość płuc, przestała oddychać.
Czemu nie wyjechaliście z Michaelem do Kalifornii?
– Ja się nazywam Walczak i chcę zabiegać o prawa pacjentów w moim kraju. Marzeniem byłoby zbudowanie sieci lekarzy i pacjentów medycznej marihuany w Polsce, USA i Izraelu, którzy mogliby wymieniać się informacjami.
Taki konopny kibuc globalny?
– (śmiech ) Na razie w projekcie FENIX pomagamy pacjentom w nawiązywaniu kontaktów z praktykującymi lekarzami w Polsce – nie jest ich wielu, ale już są. Uczymy, jak konopie uprawiać i wydajnie ich używać. Niezbędny jest następny krok – zmiana prawa.
Na razie nie udało się nawet usunąć sprzeczności w ustawie antynarkotykowej. Na liście środków psychotropowych marihuana jest wymieniona dwa razy: jako substancja, którą można stosować do celów
– Dr Marek Balicki próbował przekonać Sejm, by ten absurd usunął, ale zwyciężyła ignorancja. Poza tym Ruch Palikota zawalił sprawę. Usłyszałam od nich, że starzy, chorzy ludzie to nie jest dobry PR i partia skupi się na walce o legalizację dla użytkowników rekreacyjnych, którzy są młodzi i bardziej medialni. No i jest, jak jest, choć nawet Trybunał Konstytucyjny ocenił niedawno, że nie ma uzasadnienia dla zakazu posiadania i używania marihuany, gdy jest to uzasadnione względami medycznymi.
Od innych działaczy na rzecz liberalizacji prawa antynarkotykowego usłyszałem, że trudno się z tobą dogadać, że jesteś Zosią Samosią.
– Nie jestem politykiem, jestem pacjentką i przy okazji ekspertką. Pracuję z pacjentami, na tym się skupiam. Pomagamy w sprowadzaniu leków z holenderskiego programu medycznego, dzielimy się wiadomościami o preparatach na bazie konopi. Ostatnio zaopatrzyliśmy Centrum Zdrowia Dziecka we francuski olejek CBD. Polecamy pacjentom także terapie uzupełniające, jak akupunkturę, elektromagnetyzm, organiczną dietę. Do zdrowia trzeba podejść w sposób holistyczny. Przecież leki nas nie leczą, one wspierają jedynie naturalną zdolność do regeneracji i samoleczenia.
Od lat proponujemy w FENIXIE stworzenie narodowej agencji medycznej marihuany, jakie istnieją w Izraelu, Holandii czy w Kanadzie. Lobbing na razie nie daje efektu.
Przynajmniej agenci federalni nie wpadają ci na balkon, gdzie uprawiasz konopie.
– Agenci nie, ale policjanci owszem. W 2012 r. wparowali do naszego mieszkania na Ursynowie. Opowiedziałam o problemach ze zdrowiem, pokazałam amerykańskie pozwolenie na używanie marihuany. Ale oni zabrali mnie na komendę i posadzili na 12 godzin. Pani prokurator nie skorzystała z możliwości „odstąpienia od ścigania ze względu na nieznaczną ilość środka przeznaczonego na własny użytek”.
Czyli z artykułu 62a, który w praktyce nie działa, bo brakuje załącznika z tzw. wartościami granicznymi środków psychoaktywnych, czyli nie ma definicji „nieznacznej ilości”.
– W mojej apteczce znaleźli 33 g suszu, jedną piątą mego miesięcznego zapotrzebowania. Policja nie wiedziała, co ze mną zrobić. Próbowali straszyć, że posadzą mnie w celi z kobietą, która zabiła męża, że sąd skaże mnie na 13 lat więzienia. Nie reagowałam. Wkurzyłam się dopiero, gdy kazali się rozebrać i oddać bieliznę. Ponoć kobiety mogą się powiesić na stringach. Co za upodlenie! Odmówiłam. Kolejny policjant zaczął wychwalać Hitlera za to, że usunął Żydów, bo inaczej Polacy staliby się „Murzynami Europy”, jak Boga kocham! Może chcieli mnie doprowadzić do histerii, zrobić ze mnie zaćpaną wariatkę i odesłać do szpitala psychiatrycznego?
Michael: Goniłem radiowóz z Elizą naszym samochodem. Potem błąkałem się wokół komendy.
Eliza: Aż dostałeś ode mnie list, niestety nieromantyczny (śmiech). Policjanci zapytali, ile mam gotówki. Powiedziałam, że 150 zł. Mówią, że potrzeba tysiąc. Pomyślałam, że chodzi o jakąś kaucję. Dałam im list do Michaela. Przywiózł pieniądze.
Nie rozumiem. Po co?
– Chcieli ze mnie zrobić handlarza. Policja robi tak na całym świecie. W USA mogą cię zatrzymać za dilerkę, jeśli masz przy sobie dużo gotówki, nawet jak nie masz ani grama narkotyku. Duża gotówka w czasach kart kredytowych to dla policji dowód na powiązania ze światem przestępczym. Wariactwo.
Miałaś sprawę?
– Zostałam skazana, ale się odwołałam. Sąd drugiej instancji przyjął do wiadomości, że używam Cannabis w celach leczniczych, i uznał moje nasiona za legalne, bo pochodzą z programu w Izraelu. Ale nie stwierdził, że zachodzi stan konieczności, bym brała leki. Czyli tak jakby ktoś ocenił, że nie dość cierpię.